á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Pobudka, zaduch wita osiedla zabudowane szczelnie chałupami skleconym z bambusa i pordzewiałej blachy falistej. Pobliskie jezioro Banani bulgocze gazami gnilnymi, brzeg spowija hałda śmieci, fetorem nie sposób oddychać. Podobnie jest w zakładach pracy, gdzie wiatraki sufitowe mielą ciągle to samo powietrze. Do tego dochodzi bieda, której „(...) w Dhace jest tak wiele, tak różnorodnej, ostentacyjnej i skrytej, młodej i starej i wypranej z resztek godności, że łatwo czasem pomylić ją z czymś, co biedą nie jest”. Ludzie żyją na skraju ubóstwa w nędznych warunkach. Nie ma mowy o higienie, o intymności, czy ciszy. Nie ma co marzyć o pełnym i sytym brzuchu. Warunki mieszkaniowe, jak i zakładowe są urągające . Brak jednolitych przepisów, brak bezpieczeństwa, opieki lekarskiej, czasem nawet wypłaty. Jednak pracownicy godzą się wszystko. Skoro jest gdzie zarobić, to będzie można coś zjeść. Zdrowie to drugorzędna kwestia, dla wielu bagatelizowana. W pierwszej kolejności decyduje rynek, potem zleceniodawcy, właściciele fabryk i strażnicy, którzy jak wojskowi strzegą dobra pracodawcy. Hierarchia musi być i jest, gorzej z warunkami pracy i całym zapleczem.
W Dhace doszło do katastrofy, zawalił się budynek fabryki odzieżowej Rana Plaza, gdzie zginęło 1100 osób, a prawie 2000 zostało rannych. Ocalali, a także członkowie rodzin ofiar owej katastrofy ciągle czekają na odszkodowania. A co poza tym? Czy doszło do poprawy warunków pracy, podniesienia pensji, czy zaplecza socjalnego? Czy pracodawcy, ba – zleceniodawcy z zachodu zrobili coś, by ulepszyć owe miejsca pracy? Nic, nic nie zostało przedsięwzięte. Czas zagoił ranę, wielkie koncerny – czyli sieciówki – zamiotły temat pod „dywan”, a raczej ukryły w szmatach z własnym logo.
Gdy nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. O miliardy dolarów. Sieciówki, to znane na całym świecie loga, czy firmy, które zarabiają krocie. Szycie jednak owych rzeczy odbywa się w Bangladeszu – bo najtaniej, najszybciej i bez potrzeby wizytacji. Jest zlecenia, za nim płynie kasa, potem gotowy towar trafia na półki sklepowe, a mocne oświetlenie skierowane na metkę samo mówi o jakości. Klient kupuje rzecz ale firmową, pokazuje, że go stać, że jest nie byle kim, że ma ciuchy markowe z wysokiej półki.
Gzie tu sprawiedliwość? - zastanawiam się. Gdzie jakieś wypośrodkowanie, jakaś normalność tego wszystko. Jest popyt, jest podaż, ale co z tym „czymś” pomiędzy? Pytania mnożą mi się w głowie, trudno uwierzyć w to, co czytam. Jednak nieustannie towarzyszy mi uczucie, że ta książka zginie. Że to publikacja tymczasowa. Kto przeczyta pozna dno, kto przeczyta zmieni swoje postępowanie, wybory, oceny. Zmieni siebie, a reszta? Metka na ciuchu odwiecznie rządzi. Większość kupuje wzrokiem, potem rozsądkiem. Większość nie zastanawia się nad kosztem wytworzenia tego co w naszym kraju ma cenę 2 złote, bo jest akurat atrakcyjna SALE.
Ta książka wstrząśnie każdym. Autor staje obok tego problemu, nie ocenia, nie komentuje. „Szycie na miarę” to w końcu reportaż, w którym autor musi zostać nijaki, ale ten reportaż „mieli umysł”. Marek Rabij patrzył na biedę, nędzę, na głód, na ludzi, którzy mając trzydzieści lat wyglądają na sześćdziesiąt. Współczuję mu. Bycie świadkiem tego wszystkiego może wywołać traumę, może zniszczyć psychicznie. Jednocześnie podziwiam go za odwagę, bo nikt nie chce pisać o tym - o bangladeskiej ludności, o wyzysku, o machlojach światowych marek odzieżowych.
"Życie na miarę" to przerażający reportaż o ludziach, którzy są zmuszeni przez biedę do pracy w szwalniach gdzie codziennie ryzykują życie i zdrowie, (...) gdzie są traktowani jak zwierzęta i pozbawieni podstawowych praw człowieka a to wszystko za pensję, która ledwo starczy na wyżywienie rodziny.
Podczas lektury tej książki dowiemy się jak wygląda praca w szwalniach i tych małych i tych dużych, jak są traktowani i w jakich warunkach pracują tam ludzie w tym również dzieci. Dowiemy się również jak wygląda życie pracowników na co dzień i z jakimi problemami muszą się borykać, ale także jak wygląda cały ten przemysł od kulis i kto na tym zyskuje a kto traci.
Jest to smutna i wstrząsająca lektura, która dotyka niby znany wszystkim temat i niejednokrotnie poruszany ale przedstawiony jest on w tej książce tak dosadnie i podparty mocnymi lecz co gorsza prawdziwymi historiami i faktami, że wymusza na czytelniku głębszej analizy tego problemu i przemyśleń.
Ja po tej książce mam inne spojrzenie na ubrania, zwłaszcza te markowe oraz ich cenę, ale także przed oczami mam młodą dziewczynkę, która ginie pod gruzami Rana Plaza w wielkich męczarniach tylko dlatego, że życie skłoniło ją zamiast do zabawy i nauki do ciężkiej i jak widać niebezpiecznej pracy by wyżywić rodzinę.
Bardzo polecam "Życie na miarę", ta książka powinna trafić do jak największej liczby czytelników.