“Skowyt” jest kolejną książką, którą otrzymałam do recenzji od wydawnictwa Novae Res. Długo się wahałam czy zdecydować się na tę pozycję, jednak moja niepewność została przełamana przez pewną recenzję. Nie pamiętam na jakim blogu ją przeczytałam, jednak to ona ostatecznie zdecydowała o tym, że książkę Marka Świerczka trafiła w moje ręce.
Książka opowiada o kapitanie Robercie Karskim, pracowniku Służby Bezpieczeństwa w komunistycznej Polsce.
(...)
Na zlecenie komendanta prowadzi on śledztwo w sprawie zniknięcia innego pracownika SB - porucznika Artura Hellera. Sprawa od samego początku nie wydaje się łatwa, jedna Karski nie miał pojęcia, że okaże się tak trudna i skomplikowana. W końcu ciężko ścigać kogoś, kto nie uważa się za człowieka...
Trudno mi jednoznacznie zdefiniować Roberta Karskiego. Na pewno wyróżnia się on spośród innych oficerów pracujących w jego wydziale. Jest od nich inteligentniejszy i na nikogo nie donosi. Jednak tak jak większość funkcjonariuszy pije, pali i ma kłopot ze stworzeniem trwałego związku.
Artur Heller, zanim zniknął, był najlepszym pracownikiem wydziału zajmującego się inwigilacją kleru. W pełni oddany pracy nigdy nie zawodził, a swoje obowiązki wykonywał perfekcyjnie. W pracy nie miał przyjaciół, a jego stosunki z żoną się nie układały. Stronił od ludzi, a ludzie stronili od niego, gdyż się go bali.
Mimo wszystko w tych dwóch mężczyznach jest pewne podobieństwo, które ujawnia się w trakcie czytania książki.
Fabuła jest całkiem ciekawa, a sposób jej przedstawienia intrygujący. Wydarzenia poznajemy z dwóch punktów widzenia. Dzięki pamiętnikowi Hellera dowiadujemy się sporo o przeszłości zbiega. Poznajemy jego myśli i objawy jego “dolegliwości”. W pewien sposób wnikamy w jego mentalność, dowiadujemy się jak on się czuje i co skłania go to pewnych zachować. Z drugiej strony narrator przedstawia nam wszystko z puntu widzenia prowadzącego śledztwo Karskiego.
Ten zabieg jest ciekawy, jednak ma również swoje minusy. Zapiski z pamiętnika Hellera spowalniały całą akcję. Zresztą nie tylko one, ponieważ autor chwilami zbyt dokładnie wszystko opisuje. Przez to ciężko było się wczuć w akcję.
Język użyty w książce współgra z jej treścią. Oglądałam kilka filmów z czasów PRL-u i muszę przyznać, że zachowania i język, jakim posługują się bohaterowie książki Świerczka, pokrywają się z tym co widziałam w telewizji. Niestety opisy były chwilami nieco sztywne.
Komu polecam tę książkę? Wydaje mi się, że jest to idealna pozycja dla osób, które lubią klimat PRL-u oraz tajemnice. “Skowyt” powinien przypaść do gustu osobom, którym nie przeszkadzają zakończenia, które nie do końca wszystko wyjaśniają. Chwilami miałam wrażenie, że książka Świerczka jest połączeniem kryminału z fantastyką, jednak opis na to nie wskazuje. Podejrzewam, że “Skowyt” jest jedną z tych książek, które czytelnicy interpretują na bardzo różne sposoby.
„Tylko zwierzęta potrafią kochać. Człowiek stawia się automatycznie w centrum wszechświata.” Zdecydowałem się na tę książkę, bo przeczytałem o niej wiele pochlebnych słów. Czy było warto? Czy trzecia (z rzędu) książka tego wydawnictwa znów mi się nie podoba i okazuje się słabizną?
Marek Świerczek – pisarz, o którym szukałem informacji w Internecie, ale nie znalazłem. Jedynie udało mi się natrafić na jego konto na Facebooku.
(...)
Czy to dobrze, że nawet na Lubimy Czytać pisarz nie napisze o sobie nic? Według mnie nie, bo nie daje możliwości poznać siebie czytelnikom.
Skowyt nie zachwycił mnie, ale nie uważam tego utworu za jakąś słabiznę, przez którą straciłem tylko czas. Język jest prosty, pomysł dobry, ale w wykonaniu zabrakło mi jakiegoś 'wybuchu', punktu kulminacyjnego, który sprawiłby wgniecenie mnie w fotel. Akcja rozgrywa się w czasach, w których jeszcze mnie nie było na świecie. Mam na myśli oczywiście PRL. Wtedy bezpieczeństwem obywateli zajmowała się Służba Obywatelska. Nie rozumiem tylko tego ogromnego zachwytu nad tym dziełem. Marek Świerczek powinien jeszcze podszkolić się w pisaniu, pójść na jakiś kurs, dzięki któremu tworzyłby lepsze książki, które mogłyby konkurować z najlepszymi polskimi kryminałami.
Opis (źródło - okładka książki): W chwili gdy Ludowa Ojczyzna kończy swój żywot, sama nie zdając sobie jeszcze z tego sprawy, kapitan Karski otrzymuje zadanie, by odnaleźć zbiegłego ze służby ważnego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa. W toku śledztwa okazuje się, że rutynowa z pozoru sprawa mocno się komplikuje… Obrady Okrągłego Stołu wydają się być już tylko celebrowaną z dumą, w pełni poznaną historią. Okazuje się jednak, że pod powierzchnią oficjalnych komunikatów miały miejsce wydarzenia, których samo wspomnienie wywołuje gęsią skórkę. Mrok, samotność, krew, miłość… „Skowyt” to nowa jakość polskiego kryminału!
„I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat Nie hukiem, ale skomleniem.”* Dużym plusem książki jest to, że nie jest przesycona historią, za którą nie przepadam. Nie ma natłoku dat, nudnych i długaśnych opisów o tym, co działo się w PRL-u. Minusem jest nieumiejętne zakończenie, tj. wszystkie się urywa nagle, bez żadnego wytłumaczenia.
Głównym bohaterem jest kapitan Robert Karski, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. Z jednej strony wydaje się, że jest on twardym mężczyzną z charakterem, ale z drugiej ma w sobie wrażliwość i czułość.
Bardzo dobrym zabiegiem było wprowadzenie dziennika bestii, dzięki któremu dowiadujemy się o niej wiele przydatnych i ciekawych informacji.
„Skowyt” nic nie wniósł do mojego życia, nie pobudził do refleksji i tak dalej… Podczas czytania nie musiałem się za bardzo wysilać, by coś zrozumieć. Gdyby powstał audiobook można byłoby słuchać utworu i wykonywać inne czynności, np. sprzątać czy gotować. Czy polecam książkę? Tak, ale koneserzy kryminałów niech lepiej nie sięgają po nią, bo raczej się rozczarują. Zaczynasz przygodę z kryminałem? Świetnie, zatem sięgnij po tę książkę.
Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Tytuł: „Skowyt” Autor: Marek Świerczek Wydawnictwo: Novae Res Korekta: Aleksandra Tykarska Okładka: Wiola Pierzgalska Wydanie: I Oprawa: miękka Liczba stron: 278 Data wydania: 3.07.2015 ISBN: 978-83-7942-815-1 Thomas Stearns Eliot, Wydrążeni ludzie, tłum. Czesław Miłosz „Zwierzę, gdy nienawidzi, zabija. My – wykastrowani przez udomowienie – nie umiemy tego. Zarówno miłość, jak i nienawiść nie mają konsekwencji. Są na niby. Równie sztuczne jak nasze kradzione z telewizji myśli.
Ona zatrzymała na chwilę wyzwolenie. Przez kilka dni zniknęły bóle mięśni, wizje, światłowstręt. Kocham ją. Umiem kochać i potrafię zabić. Powoli staję się sobą.”
Książka opowiada o kapitanie Robercie Karskim, pracowniku Służby Bezpieczeństwa w komunistycznej Polsce. (...) Na zlecenie komendanta prowadzi on śledztwo w sprawie zniknięcia innego pracownika SB - porucznika Artura Hellera. Sprawa od samego początku nie wydaje się łatwa, jedna Karski nie miał pojęcia, że okaże się tak trudna i skomplikowana. W końcu ciężko ścigać kogoś, kto nie uważa się za człowieka...
Trudno mi jednoznacznie zdefiniować Roberta Karskiego. Na pewno wyróżnia się on spośród innych oficerów pracujących w jego wydziale. Jest od nich inteligentniejszy i na nikogo nie donosi. Jednak tak jak większość funkcjonariuszy pije, pali i ma kłopot ze stworzeniem trwałego związku.
Artur Heller, zanim zniknął, był najlepszym pracownikiem wydziału zajmującego się inwigilacją kleru. W pełni oddany pracy nigdy nie zawodził, a swoje obowiązki wykonywał perfekcyjnie. W pracy nie miał przyjaciół, a jego stosunki z żoną się nie układały. Stronił od ludzi, a ludzie stronili od niego, gdyż się go bali.
Mimo wszystko w tych dwóch mężczyznach jest pewne podobieństwo, które ujawnia się w trakcie czytania książki.
Fabuła jest całkiem ciekawa, a sposób jej przedstawienia intrygujący. Wydarzenia poznajemy z dwóch punktów widzenia. Dzięki pamiętnikowi Hellera dowiadujemy się sporo o przeszłości zbiega. Poznajemy jego myśli i objawy jego “dolegliwości”. W pewien sposób wnikamy w jego mentalność, dowiadujemy się jak on się czuje i co skłania go to pewnych zachować. Z drugiej strony narrator przedstawia nam wszystko z puntu widzenia prowadzącego śledztwo Karskiego.
Ten zabieg jest ciekawy, jednak ma również swoje minusy. Zapiski z pamiętnika Hellera spowalniały całą akcję. Zresztą nie tylko one, ponieważ autor chwilami zbyt dokładnie wszystko opisuje. Przez to ciężko było się wczuć w akcję.
Język użyty w książce współgra z jej treścią. Oglądałam kilka filmów z czasów PRL-u i muszę przyznać, że zachowania i język, jakim posługują się bohaterowie książki Świerczka, pokrywają się z tym co widziałam w telewizji. Niestety opisy były chwilami nieco sztywne.
Komu polecam tę książkę? Wydaje mi się, że jest to idealna pozycja dla osób, które lubią klimat PRL-u oraz tajemnice. “Skowyt” powinien przypaść do gustu osobom, którym nie przeszkadzają zakończenia, które nie do końca wszystko wyjaśniają. Chwilami miałam wrażenie, że książka Świerczka jest połączeniem kryminału z fantastyką, jednak opis na to nie wskazuje. Podejrzewam, że “Skowyt” jest jedną z tych książek, które czytelnicy interpretują na bardzo różne sposoby.
Marek Świerczek – pisarz, o którym szukałem informacji w Internecie, ale nie znalazłem. Jedynie udało mi się natrafić na jego konto na Facebooku. (...) Czy to dobrze, że nawet na Lubimy Czytać pisarz nie napisze o sobie nic? Według mnie nie, bo nie daje możliwości poznać siebie czytelnikom.
Skowyt nie zachwycił mnie, ale nie uważam tego utworu za jakąś słabiznę, przez którą straciłem tylko czas. Język jest prosty, pomysł dobry, ale w wykonaniu zabrakło mi jakiegoś 'wybuchu', punktu kulminacyjnego, który sprawiłby wgniecenie mnie w fotel. Akcja rozgrywa się w czasach, w których jeszcze mnie nie było na świecie. Mam na myśli oczywiście PRL. Wtedy bezpieczeństwem obywateli zajmowała się Służba Obywatelska. Nie rozumiem tylko tego ogromnego zachwytu nad tym dziełem. Marek Świerczek powinien jeszcze podszkolić się w pisaniu, pójść na jakiś kurs, dzięki któremu tworzyłby lepsze książki, które mogłyby konkurować z najlepszymi polskimi kryminałami.
Opis (źródło - okładka książki): W chwili gdy Ludowa Ojczyzna kończy swój żywot, sama nie zdając sobie jeszcze z tego sprawy, kapitan Karski otrzymuje zadanie, by odnaleźć zbiegłego ze służby ważnego funkcjonariusza Służby Bezpieczeństwa. W toku śledztwa okazuje się, że rutynowa z pozoru sprawa mocno się komplikuje… Obrady Okrągłego Stołu wydają się być już tylko celebrowaną z dumą, w pełni poznaną historią. Okazuje się jednak, że pod powierzchnią oficjalnych komunikatów miały miejsce wydarzenia, których samo wspomnienie wywołuje gęsią skórkę. Mrok, samotność, krew, miłość… „Skowyt” to nowa jakość polskiego kryminału!
„I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat I tak się właśnie kończy świat Nie hukiem, ale skomleniem.”* Dużym plusem książki jest to, że nie jest przesycona historią, za którą nie przepadam. Nie ma natłoku dat, nudnych i długaśnych opisów o tym, co działo się w PRL-u. Minusem jest nieumiejętne zakończenie, tj. wszystkie się urywa nagle, bez żadnego wytłumaczenia.
Głównym bohaterem jest kapitan Robert Karski, funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa. Z jednej strony wydaje się, że jest on twardym mężczyzną z charakterem, ale z drugiej ma w sobie wrażliwość i czułość.
Bardzo dobrym zabiegiem było wprowadzenie dziennika bestii, dzięki któremu dowiadujemy się o niej wiele przydatnych i ciekawych informacji.
„Skowyt” nic nie wniósł do mojego życia, nie pobudził do refleksji i tak dalej… Podczas czytania nie musiałem się za bardzo wysilać, by coś zrozumieć. Gdyby powstał audiobook można byłoby słuchać utworu i wykonywać inne czynności, np. sprzątać czy gotować. Czy polecam książkę? Tak, ale koneserzy kryminałów niech lepiej nie sięgają po nią, bo raczej się rozczarują. Zaczynasz przygodę z kryminałem? Świetnie, zatem sięgnij po tę książkę.
Za przekazanie egzemplarza do recenzji dziękuję wydawnictwu Novae Res.
Tytuł: „Skowyt” Autor: Marek Świerczek Wydawnictwo: Novae Res Korekta: Aleksandra Tykarska Okładka: Wiola Pierzgalska Wydanie: I Oprawa: miękka Liczba stron: 278 Data wydania: 3.07.2015 ISBN: 978-83-7942-815-1 Thomas Stearns Eliot, Wydrążeni ludzie, tłum. Czesław Miłosz „Zwierzę, gdy nienawidzi, zabija. My – wykastrowani przez udomowienie – nie umiemy tego. Zarówno miłość, jak i nienawiść nie mają konsekwencji. Są na niby. Równie sztuczne jak nasze kradzione z telewizji myśli.
Ona zatrzymała na chwilę wyzwolenie. Przez kilka dni zniknęły bóle mięśni, wizje, światłowstręt. Kocham ją. Umiem kochać i potrafię zabić. Powoli staję się sobą.”